Ekonomiczne skutki programu społecznego
Ekonomiczne skutki programu społecznego
r.szklarz r.szklarz
1149
BLOG

Dwie strony programu społecznego typu 500+

r.szklarz r.szklarz Gospodarka Obserwuj notkę 47

„Rząd rozdaje pieniądze za darmo”. Z takim pooglądam można się często spotkać w komentarzach dotyczących rządowego programu 500+. Pomijają one jednak drugą stronę medalu, czyli to, że te pieniądze najpierw trzeba skądś wziąć.

                                

W teorii rządowe programy społeczne. Jeśli da się ludziom pieniądze, będą oni mieli więcej na bieżące wydatki. Wydadzą je w sklepie, u fryzjera, w kawiarni, piekarni. Następnie sklepikarz, fryzjer, barista, czy piekarz mają więcej pieniędzy na swoje wydatki. Rosną zyski firm, które później są inwestowane, by sprostać coraz większemu popytowi. Wzrost konsumpcji przekłada się na większe inwestycje i produkcje. Rośnie dobrobyt, ludzie są bogatsi.

Przy tylu pozytywnych aspektach programów społecznych, łatwo zapomnieć o tym, że rząd skądś musi wziąć pieniądze na ich realizację. Ich źródło jest w zasadzie jedno – podatki. Jak rząd chce komuś pieniądze dać, musi je najpierw komuś zabrać. Naturalnie podatki mają swoje konsekwencje i nie pozostają bez wpływu na gospodarkę. Wyższy VAT sprawia, że rosną ceny w sklepach i koszyki konsumentów w supermarketach mogą nie być już takie pełne. Zwiększony PIT może sprawić, że pracodawcom przestanie się opłacać zatrudnianie dodatkowych osób i zastanowi się dwa razy, zanim otworzy nową linię produkcyjną. Podniesienie CIT-u może zachęcić niektórych przedsiębiorców do a produkcji zagranicą, co spowoduje zwolnienia, a przynajmniej utratę potencjalnych nowych miejsc pracy. Nawet wzrost akcyzy na papierosy i alkohol zachęca do podjęcia działalności fałszerzy i przemytników.

Krótko mówiąc, dla gospodarki podniesienie podatków nie jest obojętne. Spada zatrudnienie, rosną ceny – gospodarstwa domowe mają mniej pieniędzy na bieżące wydatki i oszczędności, przedsiębiorcy mają utrudnione warunki działalności. Spada konsumpcja i inwestycje, co pociąga za sobą zmniejszenie produkcji i ogólnego dobrobytu.

Porównując program społeczny do samochodu, to tak jakbyśmy równocześnie delikatnie wciskali pedał gazu i hamulca. Naturalnie samochód pojedzie dalej. Może nawet przyspieszyć, ale wcale nie jest to pewne, równie dobrze może zwolnić. Wszystko zależy od tego, który efekt okaże się silniejszy – pozytywny, czy negatywny.

Naturalnie obrońcy programu 500+ powiedzą, że teraz jest inaczej. Finansowanie nie odbywa się przez podniesienie PIT, CIT, czy VAT, ale przez dość abstrakcyjne podatki bankowy i handlowy, których bezpośrednio nie odczujemy. To prawda, ale trzeba pamiętać o dwóch rzeczach.

Po pierwsze, może nie odczujemy nowych podatków bezpośrednio, ale na pewno odczujemy je pośrednio. Nawet jeżeli banki i sieci handlowe nie przerzucą nowych danin na klientów i zwiększyć przychody, to mogą zawsze przerzucić je na dostawców i pracowników, obniżając koszty. Można się spodziewać, że przynajmniej częściowo to zjawisko wystąpi i będzie z czasem narastać, bo z czasem obciążone firmy będą się uczyć coraz lepiej przerzucać podatki na okoliczne podmioty. Oczywiście nigdy nie przerzucą ich w całości, ale przerzucenie jest pewne.

Druga sprawa to luka finansowa. Nawet zakładając, że wszystkie podatki przyniosą budżetowi państwa tyle dochodu, ile się przewiduje, nadal pozostaje 12,5 mld zł, których nie wiadomo skąd wziąć. Zakłada się, że te pieniądze przyniesie uszczelnienie VAT – przez różne wyłudzenia z tytułu tzw. karuzel VAT skarb państwa każdego roku traci dziesiątki miliardów złotych. Oczywiście bardzo kibicuję skarbówce, żeby przestępstwa tego typu wykrywała z jak największa skutecznością, ale prawda jest taka, że raczej mało prawdopodobne, by w najbliższym czasie z tego tytułu uzbierać 12,5 mld zł. Bardzo możliwe, że podniesienie podatków stanie się koniecznością. Szczególnie, że obecny rząd w programie ma także obniżenie wieku emerytalnego i podniesienie kwoty wolnej od podatku – kolejne kosztowne programy społeczne.

Poza podniesieniem podatków jest jeszcze inna możliwość zebrania pieniędzy przez rząd – pożyczenie ich. Dzięki temu możliwe jest rozdanie ludziom pieniędzy ze wszystkimi tego korzyściami, bez większości konsekwencji wynikających z podniesienia danin. I jest to dobry pomysł, ale nie zawsze.

Finansowanie programów społecznych długiem najrozsądniej zostawić na trudne czasy, kiedy jest kryzys. Jak spada popyt, zamykane są fabryki i ludzie tracą pracę, programy społeczne są ratunkiem dla gospodarki. Dzięki nim, ludzie mają pieniądze na zakupy, stojące bezczynnie fabryki są znów otwierane, a ludzie wracają do pracy. W warunkach, kiedy w gospodarce są niewykorzystane moce produkcyjne pieniądze te raczej zostają w gospodarce, a nie uciekają zagranicę.

Jeżeli natomiast rząd będzie stymulował popyt wysokimi wydatkami na programy społeczne w okresie prosperity, może się okazać, że w czasie kryzysu nie ma już amunicji. To właśnie spotkało Grecję. Ateńczycy bardzo potrzebują teraz stymulacji fiskalnej, czyli programu społecznego, który zwiększyłby ich popyt, ale nie mogą sobie na niego pozwolić – potężnie zadłużonej gospodarce nikt już nie chce pożyczać pieniędzy.

Może nie wszyscy się z tym zgodzą, ale Polska w tym momencie znajduje się w okresie prosperity. Bezrobocie jest najniższe od 25 lat, a zatrudnienie jest na rekordowym poziomie. Nasze PKB rośnie wielokrotnie szybciej niż naszych zachodnich sąsiadów, wschodnich i południowych zresztą też. Słowem – jest dobrze. Rozsądnie byłoby opcję rozdawania ludziom pożyczonych pieniędzy zostawić na gorsze czasy.

Pozostaje jeszcze problem niskiej dzietności, który jest rzekomo głównym celem programu. Nawet w najbardziej optymistycznych prognozach Ministerstwa Rodziny, 500+ nie odwraca katastrofy demograficznej, która nad Polską zawitała. Zastanawiam się, czy nie ma tańszych i bardziej skutecznych programów zachęcających rodziny do kolejnych dzieci, takich jak budowa mieszkań, czy żłobków. Z pewnością 500+ jest krokiem w dobrą stronę. Pytanie, czy jest to krok wystarczający. I czy jego koszty nie okażą się za wysokie.

 

r.szklarz
O mnie r.szklarz

Absolwent SGH i Uniwersytetu Marmara w Stambule. Zainteresowany ekonomią i sprawami międzynarodowymi, szczególnie Bliskim Wschodem. Treść notek nie odzwierciedla poglądów i opinii redakcji -- żadnej redakcji.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka