r.szklarz r.szklarz
330
BLOG

Cichnący szelest banknotów

r.szklarz r.szklarz Gospodarka Obserwuj notkę 0

Wyższość kart nad gotówką wydaje się bezdyskusyjna – niższe koszty, większa wygoda i bezpieczeństwo. Dlatego instytucje finansowe z Narodowym Bankiem Polskim na czele nie szczędzą środków na promocję obrotu bezgotówkowego. Komu jednak tak naprawdę opłaca się „plastikowa rewolucja”?

Szacuje się, że koszty obrotu gotówkowego wynoszą w Polsce ponad 10 mld zł. Składają się na nie wydatki związane z budową i konserwacją skarbców, konwojami, przeliczaniem bilonu i banknotów, a przede wszystkim z utrzymaniem kas i kasjerów w bankach i na pocztach. Są to koszty ponoszone przede wszystkim przez bank centralny i banki komercyjne, nic więc dziwnego, że to właśnie bankowcy przekonują do jak najczęstszych płatności kartą. Po ostatnim kryzysie wiele się mówi o tym, że to co korzystne dla sektora bankowego, społeczeństwa opłaca się także społeczeństwu jako całości, więc na tanim systemie płatności powinno zależeć nam wszystkim. Są jednak tacy, którym nie jest to za bardzo na rękę.

 

Nie taki tani plastik

Sklepikarz umożliwiający płatności kartą, ponosi z tego tytułu znaczne koszty. Przede wszystkim dzierżawa terminala – to wydatek rzędu 120 zł miesięcznie. Do tego od każdej transakcji odprowadzane jest około 2-3 proc. jej wartości w postaci tzw. opłaty akceptanta. Oczywiście wszystkie te wydatki są przerzucane na konsumentów w postaci wyższych cen towarów. Według badań przeprowadzonych przez Fundację Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego (FROB), aż 74 proc. przedsiębiorców uważa gotówkę za najtańszy instrument płatniczy. Z tego powodu wielu z nich wciąż nie zdecydowało się na dołączenie do grona akceptantów kart. Do tej grupy należą także duże korporacje, takie jak sieć dyskontów Biedronka.

To, co dla jednych jest wydatkiem, dla innych stanowi przychód. Według FROB roczne przychody banków zrzeszonych w organizacjach kart płatniczych (Visa, MasterCard) w Polsce wynoszą z tego tytułu około 2 mld zł rocznie. Jak więc widać, poza ograniczeniem kosztów obrotu pieniężnego, bankowcom opłaca się promować obrót bezgotówkowy, bo jego obsługa stanowi dla nich kolejne źródło przychodu. Koszty systemu płatniczego są przy tym częściowo przerzucone na przedsiębiorców. Do tego trzymanie przez klientów swoich środków na rachunkach zwiększa płynność banków i pozwala na rozszerzenie akcji kredytowej.

 

Silny sojusznik

Wcześniej wspomniane wysokie opłaty akceptanta są wielką barierą w rozwoju systemu bezgotówkowego, bowiem odstraszają sklepikarzy od zakładania terminali. Z tej przyczyny Polska znajduje się w ogonie Europy pod względem liczby terminali POS (ang. point of sale) na milion mieszkańców. Z pomocą przychodzi tu ustawodawca, który pracuje nad projektem urzędowego nakazu ograniczenia interchange fee, stanowiącej główną składową opłaty akceptanta. Z jednej strony ograniczyłoby to przychody banków, ale zachęciłoby też do akceptacji kart większą liczbę przedsiębiorców, co zrekompensowałoby część strat i znacznie upowszechniło płatności „plastikami”.

Ponadto trwają prace nad umożliwieniem operatorom bankomatów wprowadzenia tzw. opłaty surcharge, czyli dodatkowej prowizji pobieranej od każdej wypłaty nie od organizacji karty płatniczej, jak to ma miejsce obecnie, a bezpośrednio od wypłacającego klienta. Pozwoli to na rozszerzenie sieci bankomatów poprzez rozmieszczenie ich tam, gdzie do tej pory było to nieopłacalne. Głównym celem tego działania jest oswojenie obywateli z nowymi technologiami. – Wprowadzenie możliwości stosowania surcharge byłoby ruchem w kierunku realizacji strategii rozwoju obrotu bezgotówkowego. Uwzględnia ona etap wzrostu liczby bankomatów jako niezbędny do zwiększenia tego obrotu. Zaufanie do karty buduje się poprzez bankomat.– tłumaczy w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” Marek Szafirski, szef Euronet Polska.

Warto także wspomnieć o obowiązku przeprowadzania transakcji w formie bezgotówkowej w przypadku przekroczenia pewnej kwoty. Obecnie w Polsce przedsiębiorcy są zobligowani do skorzystania z pośrednictwa banku przy przekazach opiewających na kwoty powyżej równowartości 15 tys. euro. Jednak obserwując trendy panujące w Europie, możemy wkrótce spodziewać się obniżenia tej wartości. Na przykład we Włoszech wynosi ona obecnie zaledwie 1 tys. euro i dotyczy także płatności konsumenckich.

 

Ale po co to komu?

Można w tym miejscu zadać sobie pytanie, dlaczego państwo tak aktywnie wspiera rozwój obrotu bezgotówkowego. Wiele mówi się o ograniczaniu kosztów związanych z emisją pieniądza i utrzymania systemu płatniczego. Nikt jednak nie ukrywa, że istotną korzyścią państwa jest ograniczenie szarej strefy poprzez większą kontrolę nad transakcjami dokonywanymi przy użyciu kart i przy przelewach. Przy stopniowym wycofywaniu gotówki z obiegu przeprowadzanie nieopodatkowanych transakcji będzie stawało się coraz trudniejsze. W przypadku całkowitego przejścia na pieniądz elektroniczny rząd będzie mógł bez przeszkód podnosić podatki ze świadomością, że ucieczka przed fiskusem będzie bardzo utrudniona.

Taki scenariusz wydaje się jak na razie bardzo odległy, jednak pomysł zupełnego wycofania gotówki z obiegu coraz częściej pojawia się w debacie publicznej, choćby w takich krajach jak Japonia, Korea Południowa czy Szwecja. Jest tylko kwestią czasu, kiedy dotrze on do nas. Plastik zajmuje coraz ważniejsze miejsce w naszych portfelach. Być może kiedyś zupełnie zastąpi on szelest banknotów? 

r.szklarz
O mnie r.szklarz

Absolwent SGH i Uniwersytetu Marmara w Stambule. Zainteresowany ekonomią i sprawami międzynarodowymi, szczególnie Bliskim Wschodem. Treść notek nie odzwierciedla poglądów i opinii redakcji -- żadnej redakcji.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka